wtorek, 21 kwietnia 2015

O czymś nie do opisania...

Tak się wczoraj złożyło, że... nic, tylko czytałam.
Niezwykłą książkę, wstrząsający reportaż, rozliczenie z przeszłością... Normalnie pewnie nie sięgnęłabym po taki temat, ale autorka książki to moja idolka - Anna Janko. Jestem jej niezmiennym podziwiaczem. I już. I cokolwiek napisze - przeczytam z zapartym tchem. O.o
Książka nosi tytuł - "Mała zagłada", w której autorka opisuje losy swojej matki na tle wydarzeń, jakie miały podczas wojny w 1943 roku we wsi Sochy na Zamojszczyźnie. Jej matka w czasie pacyfikacji swojej wsi, mając 9 lat jest światkiem śmierci swoich rodziców, świadkiem zabijania i wojny.
Czytałam tą książkę nie tylko z zapartym tchem, z przerażeniem ale i z ołówkiem w ręku.
Poczęstuję Was Kochani, Ci którzy zechcecie to przeczytać - garścią cytatów.






***


Dobry Niemiec. Wydaje mi się niezwykle ważne, żeby tych dobrych teraz wyłapać i piórem przyszpilić do kartki. Byli rzadkością, jak biali Murzyni, albinosi nazizmu. Musimy o nich pamiętać, w tej pamięci jest jakiś ratunek przed okrucieństwem przeszłości. I dobrze, żeby mieli imiona, a jeśli nie mają, to trzeba je wymyślić.

***

Spojrzenia utrwalone na fotografiach są zawsze współczesne. Nawet jeśli ten ktoś dawno nie żyje, to i tak wciąż patrzy i patrzy, i to jest wstrząsające. Patrzy, jakby pytał: czy ja umarłem? Ciebie pyta, ciebie, który oglądasz te zdjęcia... I nie przestaje, nawet jeśli mu sto razy odpowiesz, bo umarli żywym nie wierzą.

***

Strach jest tak naprawdę nie do opisania. Mnie się kiedyś zdawało, że wszystko jest do opisania. Tylko trzeba się wcześniej dobrze zastanowić. Mocno się wczuć w tę przerażającą rzecz, którą się ma na myśli, i zaciągnąć ją z powrotem w tamten czas, gdy się stawała (można też przypomnieć sobie inną podobną historię), i się z nią utożsamić. Wtedy powinno dobrze pójść. Skoro na początku było Słowo, to powinno się znaleźć i potem. Ale niestety. W kwestii strachu to się nie udaje.

***

Depresja jest otwartym przyznaniem się psychiki do tej pustki w ego. Czyli w twoim wypadku nawracająca depresja. Płacz, jakby to można wypłakać. Leżenie w łóżku, jakby to można było wyspać. Wolałaś spać, bo liczyłaś na to, że kiedyś obudzisz się we właściwej jawie, w której będzie wesoło. I za którymś razem się udawało. Za którymś razem, jeszcze zanim otwarłaś oczy, wiedziałaś, ze to jest ten dzień, ten dobry. Wstawałaś i zaczynałaś malować obraz. Albo pisać wiersz, jeden, drugi. Czasem kilkanaście. Wiersze wymiatały z duszy wszystko, co niepożądane. To było jak "czystka duchowa" i budowanie z chaosu. Autoterapia przez twórczość. Słowa w zdaniach tworzyły sensy, a o nic więcej  nie chodzi w życiu, tylko o sensy, prawda? Wiele małych, jeden duży, wszystko jedno. Jakikolwiek sens zamyka ten koszmarny przeciąg, który wieje i wyje, gdy pustka się otwiera w nas. Ten sens ją zamyka i przerabia na przytulne mieszkanie na pewien czas. Bo, niestety, te emocjonalna próżnia wraca i znów zaczyna dyktować warunki...

***

Dlatego teraz musimy o tym mówić. Żeby to zatrzasnąć wreszcie w przeszłości. (...)
Dlatego musimy to wyrozmawiać, przerozmawiać na wylot. Żebyś na koniec miała wreszcie spokój. Żebyś tego, broń Boże, ze sobą na tamten świat nie zabrała.  I żebym ja też mniej się bała w swoich snach.

***

Bóg też ma swojego wroga, którego być może sam stworzył, walczy z nim i negocjuje na przemian. Może to z jego powodu zbudował nasz świat, którego używa jak tarczy obronnej, Wszyscy pytają: Unde malum? Skąd zło?  A przecież to proste: stąd, że Bóg ma wroga. Najdobitniej to widać, gdy zabija się dziecko. Wagony dzieci. Wtedy już nie ma żadnego wytłumaczenia. Każdy widzi, że to nie może być ludzkie, człowiek sam z siebie nie mógłby tego zrobić. Sam z siebie może to zrobić tylko ktoś o wiele większy.

***

Zawsze, gdy czytałam Księgę Hioba, miałam wrażenie, że Hiob tylko udawał, że się cieszy z nowego życia, niczego mu przecież w sensie dosłownym nie zwrócono...Nowy dom, nowe dzieci... Ile czasu trzeba, by się z nimi zrosnąć? Czy mogą zastąpić tamtych umarłych? Czy przepaść rozpaczy daje się zacerować? To tak, jakby wyrwać komuś ziemię spod nóg, przeczołgać go przez piekło, a potem postawić na Księżycu i powiedzieć: baw się dalej, nic się nie zmieniło! Łącznie z tym, że ziemski Hiob umarł, a narodził się księżycowy. Hiob z Księżyca okazywał radość z Księżyca wziętą. Była ona w istocie maską żałoby po sobie samym.

***

Wyobraź sobie, dziecko patrzy. Dziecko patrzy na matkę, która wciąż płacze. Jest bardzo zajęta, nic nie widzi, nic nie słyszy, bo jest bardzo zajęta płakaniem. Ma twarz ciemną i mokrą i oczy spuchnięte, nie zwraca się do dziecka, jak do dziecka, tylko jak do dorosłego: "Powiedz mi , powiedz, co ja mam robić?" (...) Albo odwraca się do ściany, a wtedy dziecko zostaje samo na świecie.

***

Łzy matki są dla dziecka zbyt ciężkie. Dzieci nie powinny nigdy ich oglądać, jeśli komuś zależy, by miały poczucie bezpieczeństwa. To, co się wtedy czuje, jest wbrew zwykłemu biegowi rzeczy, jest nienaturalne, przykre, wstydliwe, powodujące egzystencjalne mdłości i zimny strach. W drugą stronę kołysanka nie śpiewa.

***

Ludzkość cię przerażała.
(...)
Czytałam o tych Hutu i Tutsi w 1994 roku. I czytam o rzeziach ukraińskich na Wołyniu w 1943 roku. To musi być bardzo silny wzorzec u ludzkości, takie wyrzynanie sąsiadów. Czytam o tych Niemcach, którzy mordowali Żydów w obozach zagłady. Ileż nowych książek teraz wyszło o ludobójstwie! Jakby wojna, oddalając się w czasie, wracała do nas po spirali...

***

Auschwitz to nie jest Polska. To kawałek niemieckiej skóry, przetransplantowany, przyszyty do polskiego ciała, do polskiego miasta.

***

Moim zdaniem najlepiej by było, żeby Niemcy zabrali do siebie te wszystkie swoje obozy. które zostały po nich w Polsce. Żeby się już więcej nikomu nie myliło. Żeby Amerykanie nie mówili "polskie obozy śmierci", bo ja wtedy czuję wściekłość tak silną, że sama mogłabym te baraki przenosić.

***

Dusza człowiecza nie jest monolitem, w sytuacjach skrajnych wychodzą na jaw jakieś jej niespodziewane aspekty, jakieś dzikie instynkty się objawiają, straszne twarze nasze-nie nasze się pokazują, obce oblicza prezentują... Morderczy rzeźnicy z plemienia Hutu po masakrach mówili, ze to nie oni zabijali, ale demony. Oni przecież znali tych Tutsi, bo to byli ich sąsiedzi z wioski. Wcześniej wieczorami razem siadywali na ławkach pod domami i patrzyli na zachód słońca, pijąc coś i gawędząc. Jednak gdy przyszedł TEN CZAS, wtedy musieli ich zabijać. Musieli rozszarpywać na strzępy te ładne dzieci Tutsi, musieli obcinać okrągłe piersi i wąskie nosy tym pięknym kobietom Tutsi, gwałcić je maczugami nabitymi gwoździami, wywlekać jelita i płody z ich brzuchów. Szał masakry. Euforia przekraczania granic. Orgazmiczne zło. Co się wtedy stało? Oni nie wiedzą. Wiedzą demony...

***

Dzieci nie potrafią wyrażać emocji słowami. Nie znają jeszcze leczniczej mocy słów. Dzieci się miotają w rozpaczy, duszą się strachem, dławią się łzami, życie psychiczne jest dla nich żywiołem o wiele bardziej niż dla dorosłych, którzy mają już jakieś punkty odniesienia, jakieś uniwersum. Dziecięca przestrzeń poznania jest ciasna i gdy wypełni ją opresja, dziecko jest jak w żelaznej obręczy - nie ma dokąd uciec.

***

Na czas wojny nie powinno być żadnych dzieci. Powinny siedzieć w jakimś całodobowym, całowojennym przedszkolu, za jakimś drutem kolorowym, za murem bajecznie grubym, a najlepiej na innej planecie. I czekać. Po wszystkim by się je stopniowo poodbierało...
O ileż lżejsza byłaby wojna bez strachu o dzieci! Strach o dziecko jest jak gotująca się trucizna, której już same opary trują. Można oszaleć. Niejedna matka oszalała. Niejedno dziecko udusiła tym trującym strachem.

***

Dziewczynka - jej ogromne oczy patrzą, no i to dopiero jest hałas...Więc strzał - i oczy zamknięte.

***

Kto myśli o dzieciach w takich razach? Że nie wolno ich zasmucać, nie wolno straszyć, podprowadzać do krawędzi i tam porzucać? Kto się zastanawia nad tym, czy się takie dziecko rozwinie w zdrowego człowieka bez obciążeń?
Nikt.
Nikt idzie na wojnę i zabija nikogo.

***************************************************************************************************************************


Nie wiem, czy kogoś zachęciłam do lektury, bo to książka przejmująca, mówiąc wprost o rzeczach strasznych, okrutnych, jakie człowiek człowiekowi czyni. To protest przeciw wojnie, którą ludzkość na okrągło sobie funduje, ale...mimo wszystko z głębi serca polecam. Książkę. Nie wojnę, oczywiście.

I dziękuję, że urodziłam się i przeżyłam tyle lat z dala od wojny.
Bardzo, bardzo dziękuję.

Wczoraj dostałam też od życia (oprócz tej książki) bukiet działkowych tulipanów. I żeby nie było tylko smutno to i nimi (i kolorem) się z Wami dzielę:






Buziole:**

3 komentarze:

  1. Niezwykle interesująco i smutno zapowiada się ta lektura. Lubię tę tematykę, choć później trudno mi wrócić do rzeczywistości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja po prostu zaufałam autorce :) Lubię taki poetycki styl w literaturze. Myślałam, że po Stachurze nigdzie go nie znajdę, ale znalazłam Annę Janko...
      Jeśli jest jeszcze jakiś twórca, który potrafi tworzyć klimat tak pięknie układając słowa, chętnie sięgnę po taką książkę.
      Bo sam temat w Zagładzie jest ciężki strasznie i normalnie to bym chyba po niego nie sięgnęła. Kiedyś może tak, ale dzisiaj wolę jasną stronę życia zaklinać :))

      Usuń
  2. Świetna lektura...przeczytałam...i smutno mi Boże... :)

    OdpowiedzUsuń